Wyprawa TATRY 2013

Uczestnicy to Ja i Zibi (Zbyszek Meissner), wyposażenie: to co w górach niezbędne oraz dużo sprzętu foto, a dla urozmaicenia wyprawy rowery. Cel: przebywanie w ulubionych miejscach czyli w górach oraz fotograficzna uczta.

DZIEŃ 1   27-09-2013

Poranna ale bez przesady krótka podróż samochodem z Zakopca do Białego Potoku. Na parkingu przy Białym Potoku przesiadka na rowery i podjazd (8,5km) do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Marsz, foty, foty i marsz, kawa z termosu i czekolada z plecaka, tym sposobem dochodzimy do Grzesia (1.653m n.p.m.). Tutaj krótko ale z uśmiechami na twarzach podziwiamy widoki w kierunku Łuczniańskiej Przełęczy, Rakonia, Wołowca i Łopaty. Kolejny, tym razem dłuższy postój to Rakoń (1.879m n.p.m.). Pejzaż jaki tworzą góry od strony południowej zachwyca!

30 min przed zachodem słońca wchodzimy na Wołowiec (2.064m n.p.m.). Otoczeni mrozem, zaczarowani zostaliśmy widokiem gór i światłem! To prawdziwa uczta dla oczu i spełnienie marzeń górskiego fotografa!

Godzinę po zachodzie, z czołówkami na głowach zaczynamy schodzić w dół. Góry po ciemku też mają swój urok, musimy uważać gdzie stawiamy nogi… Mijają 2 godziny marszu z Wołowca i schronisko na Polanie Chochołowskiej jest nasze. Rowery już się cieszą, że będą mogły rozprostować koła. Zasuwamy w dół… W promieniach 5-ciu latarek, otoczeni nocnym, mroźnym i czystym powietrzem, mijając po drodze kilku “zbłąkanych” górskich wędrowców docieramy do parkingu, do auta. Nocna, rowerowa jazda w dół , prawie na złamanie karku to dzisiaj ostatni zastrzyk adrenaliny i niezapomniane wrażenia jakie sobie zafundowaliśmy.

DZIEŃ 2   28-09-2013

Dolinę Białki po stronie polskiej zostawiliśmy obok, strona słowacka gwarantuje ciszę i spokój. Z parkingu, po 4 km jazdy rowerem docieramy do Polany Białej Wody. Dalej idziemy pieszo, szutrową, najczęściej zalesioną i bez podejść drogą. Miły i łatwy spacer w górskim lesie okraszony jest dużą ilością potoków. Co chwilę schodzimy ze szlaku w bok sprawdzając mniej lub bardziej spektakularne potoki. Główny popas robimy na wysokości Litworowego Żlebu u podnóża okazałego Młynarza (2.170m n.p.m.). Powrót tą samą drogą.

DZIEŃ 3   29-09-2013

Z Zakopca wyjeżdżamy o 03.00 w nocy. Godzina z groszem jazdy i jesteśmy w Podbanske. Na parkingu przesiadamy się na rowery, włączamy latarki i zaczynamy mozolny podjazd. 9 km jazdy Koprową Doliną za nami. Godzinę przed wschodem słońca zostawiamy rowery, szybko wciągamy po bananie i heja, dalej z buta. Będąc na wysokości masywu Hrubego las ustępuje kosodrzewinie, zbliża się wschód i już wiemy, że mamy ok. 2 godz. spóźnienia aby z Gładkiego Wierchu (2.065m n.p.m.) przywitać słońce.

Wschód witamy gdzieś w Kobylej Dolince. Widok Hrubego, Ciemnosmreczyńskiej Doliny i Liptowskich Murów to pierwszorzędna rzecz… Z Zaworów (1.879m n.p.m.) trawersem dochodzimy do Gładkiej Przełęczy (1.994m n.p.m.). I co? I nic. Po prostu kolejny raz szczęka opada, bo w każdym kierunku widoki są imponujące!!! Robienie zdjęć i popas trwają prawie 4 godziny. Jest pięknie, mroźnie i prawie bezludnie. Bezludnie tutaj, bo polska strona Tatr to inna bajka. Przez doskonale stąd widoczną Świnicę, Zawrat i część Orlej Perci (do Koziego Wierchu) przechodzą tabuny ludzi…

Powrót tą samą drogą, bez pośpiechu, jest również przyjemnością dla oczu. Ostatnie 9 km szutrowej drogi w dół to ostra jazda rowerem z plecakami i sprzętem foto na plecach, która działa jak potężny zastrzyk adrenaliny! Gdzieś po drodze na liczniku pęka 50km/h. Mija 15 min zjazdu i meldujemy się przy aucie.

Ten dzień można zaliczyć do tych najlepiej spędzonych w górach. Piękne widoki, dziko, prawie bezludnie i na koniec mega zjazd rowerem. Czego chcieć więcej?